Wszystko o bocianach z Raszkowa, Lewkowa i Przygodzic (pow. ostrowski)
Nie jesteś zalogowany na forum.
Dzień dobry, choć wcale nie jest dobry
Wczoraj nie miałam siły, ani nie chciało mi się pisać, nie zrobiłam też żadnego screena z tego, co się działo. Teraz też mi się nie chce, bo nie jest przyjemne przekazywanie złych wieści. Zresztą wszyscy, którzy śledzili losy Ustroniaków, na pewno wiedzą. Jednak czuję się zobowiązana wobec bocianów, skoro podjęłam się prowadzenia tego dziennika. Głupie, bo co je to może obchodzić, prawda..?
W wielkim skrócie - wczoraj krótko po północy piski klującego się pierwszego pisklaczka ucichły i już ich więcej nie usłyszeliśmy. Nie dał rady wydostać się ze skorupki. Choć zdawaliśmy sobie z tego sprawę, widząc, że rodzice dalej cały dzień troskliwie wysiadują, wietrzą i dbają o oba jajeczka, wszystkie nadzieje przełożyliśmy na ostatnie jajeczko i ostatniego pisklaczka.
Ni stąd, ni zowąd po godz. 19 Beskidek, który od kilku godzin samotnie opiekował się jajeczkami, wstał i odrzucił OBA na koronę gniazda. Zanim to zrobił, było widać, że drugie jajo również było uszkodzone. Jednak żadnemu pisklaczkowi z tego drugiego, późnego lęgu nie udało się wydostać na świat.
Dlaczego? Były słabe? Dlaczego miałyby być słabe? Rozumiem, że organizm samicy był wyczerpany po poprzednim straconym lęgu, ale skoro jednak natura pozwoliła na wyprodukowanie i udane zalężeni kolejnych dwóch jaj, to dlaczego ostatecznie zakpiła sobie z rodziców i z nas? Dane im było tyle przeżyć, tyle stresu, tyle wysiłku, cierpliwości i troski... i wszystko poszło na marne... Być może piszę głupoty, ale jestem zdruzgotana. Ponieważ kocham przyrodę, i kocham ją podglądać, wiem, że bywa okrutna. Nie raz byłam świadkiem tragedii. Jednak tyle wzlotów i upadków, tyle nowych i pogrzebanych nadziei, ile natura zafundowała nam w tym gnieździe przez ten krótki czas, to zbyt wiele...
No cóż, życie toczy się dalej. Na pewno będą dbali o to gniazdo, na pewno wiele się nauczyli, na pewno będą mieli miłe lato. Na pewno wrócą do Ustronia za rok, a wtedy być może los wynagrodzi im ten nieudany sezon. A może natura napisze całkiem inny scenariusz i - jak nie raz bywało - znów nas zaskoczy, tak jak to Ona tylko potrafi, dostarczając radości, zachwytu, wzruszeń i łez...
Tymczasem, jak napisała jedna z forumowiczek na bociany.edu.pl "znów mają tylko siebie"...
Offline
"Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta" Oscar Wilde
Offline
Dziękuję Ria za odwiedziny i słowa pocieszenia (choć trudno mówić o jakimkolwiek pocieszeniu), bo namacalna obecność towarzysza niedoli (wpis) to coś więcej niż rosnący wskaźnik odwiedzin - aczkolwiek bardzo cieszy mnie to, że wiele osób tu zagląda i wraz ze mną kibicuje Ustroniakom.
Natura na pewno wie, co robi, nie mam co do tego żadnych wątpliwości i nigdy nie ośmieliłabym się podważać Jej wyroków. Dała im drugą szansę, ale nie udało się i nawet winnego tu nie ma. Ale tak trudno przejść nad tym do porządku dziennego, kiedy się obserwuje, czeka, bladym świtem pędzi się do komputera sprawdzić, co słychać, czy wszystko jest ok... Przecież sama wiesz...
Na malutkie, a może wielkie pocieszenie (bo przecież wszystkie bociany nasze są) dodam, że w Dubnem, również po stracie lęgu w tym samym czasie i ponownym złożeniu 3 jaj - również w tym samym czasie, dziś w nocy przyszedł na świat piękny zdrowy maluch!
No i trzeba też porządnie pilnować Twojego Jaśka Tak czy owak przed nami mnóstwo roboty tego lata!
Ja również pozdrawiam serdecznie.
Ostatnio edytowany przez Brzoskwiniowa (2017-06-20 12:39:24)
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
dalaczam sie
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline
Offline